Uczestnictwo w Biegu Światowym, popularnie zwanym “Wingsem”, chodziło mi po głowie odkąd (już jako “truchtacz”) pierwszy raz o nim usłyszałem. Przez ostatnie dwa lata wybierałem jednak wiosenne maratony głównie ze względu na to, że prostu nic mnie tak nie kręci, jak urywanie kolejnych minut z rekordów życiowych.